Badanie: Polacy z migreną dobrze diagnozowani, ale nadal źle leczeni

W Polsce na migrenę może cierpieć nawet 5 milionów osób, co stanowi ogromne obciążenie społeczno-ekonomiczne - wynika z badań zespołu dr hab. Marty Waliszewskiej-Prosół. Choć dość wysoki odsetek chorych jest szybko i prawidłowo diagnozowany, to ich leczenie pozostawia wiele do życzenia.
Zespół dr hab. Marty Waliszewskiej-Prosół, neurolożki z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, przeprowadził - największe jak dotąd - krajowe badanie poświęcone migrenie „Migrena w Polsce”. Jego rezultatem są dwie duże analizy. Pierwsza, opublikowana w czasopiśmie „The Journal of Headache and Pain” (https://doi.org/10.1186/s10194-023-01575-4), dotyczyła objawów migreny, chorób towarzyszących, jakości życia i obciążenia chorobą. Druga - na łamach czasopisma „Therapeutic Advances in Neurological Disorders” (https://doi.org/10.1177/17562864251338675) - przedstawiła wzorce diagnozowania i leczenia polskich pacjentów oraz zidentyfikowała, jakie są ich największe problemy.

Badanie miało charakter ankietowy. Wzięło w nim udział ponad 3200 osób w wieku od 13 do 80 lat, z czego 87 proc. stanowiły kobiety.
Wyniki pokazały, że na migrenę w naszym kraju choruje ponad cztery miliony osób, choć według dr Waliszewskiej-Prosół liczba ta może być niedoszacowana. - Jest to ogromna rzesza ludzi, co pokazuje skalę choroby. Do tego wykazaliśmy, że obciążenie nią jest u polskich pacjentów największe ze wszystkich krajów europejskich. Jakość ich życia jest naprawdę zła - powiedziała PAP autorka badania.
Pierwsze napady migreny pojawiały się najczęściej w drugiej dekadzie życia; średnio w wieku 19 lat. Z badania wynika jednak, że osoby dotknięte chorobą zazwyczaj zwlekają z wizytą u lekarza i pierwsza konsultacja ma miejsce ok. dwa lata po pierwszym ataku, a formalna diagnoza pojawia się średnio cztery lata po nim. Chorzy doświadczają średnio 4,7 dni bólu głowy miesięcznie, choć niemal połowa ma ich więcej.
Co ciekawe, w porównaniu z wieloma innymi krajami Europy i świata, Polacy z migreną znacznie częściej szukają pomocy u lekarzy: 93,6 proc. z nich konsultowało swoje dolegliwości z profesjonalistą, najczęściej neurologiem. Ponad 90 proc. otrzymało formalną diagnozę migreny, a 92,5 proc. stosuje jakieś jej leczenie.
Jednak, zdaniem dr Waliszewskiej-Prosół, tylko z pozoru wygląda to dobrze. Najczęściej stosowanymi lekami są bowiem niesteroidowe leki przeciwzapalne, paracetamol oraz środki z kodeiną, których skuteczność w przypadku migreny nie jest zadowalająca i nie są zalecane do walki z tą chorobą. Po preparaty z kodeiną sięga blisko 60 proc. pacjentów, co wiąże się z poważnym ryzykiem - mogą bowiem prowadzić do tzw. bólów głowy z powodu nadużywania leków lub rozwoju migren przewlekłych. Takie powikłania stwierdzono aż u 23 proc. respondentów. Jeśli chodzi o tryptany, czyli podstawowe, nowoczesne leki blokujące ataki migreny, to w Polsce stosuje je 57 proc. chorych. Autorzy badania podkreślili jednak, że nadal jest to zbyt mały odsetek, biorąc pod uwagę ich wysoką skuteczność.
Wyjątkowo słabo wygląda w Polsce leczenie profilaktyczne, które mogłoby pomóc w zmniejszeniu liczby ataków bólu. Choć prawie połowa uczestników badania spełniała kryteria do jego wdrożenia, to stosowało je tylko 11,5 proc. Do tego najczęściej wybieranym lekiem był iprazochrom - popularny w latach 70. ubiegłego wieku preparat, który nie figuruje w żadnych nowoczesnych rekomendacjach i nie ma solidnych dowodów na skuteczność. Co więcej, 17 na 18 osób, którym go przepisano, zrezygnowało z jego stosowania.
Analiza wykazała również, że wielu pacjentów porzuca leczenie profilaktyczne z powodu braku efektów, działań niepożądanych, wysokich kosztów lub po prostu dlatego, że poczuli się lepiej - i często robią to bez konsultacji z lekarzem. Zdaniem rozmówczyni PAP to niepokojące zjawisko, bo zbyt krótko stosowane leczenie może nie przynieść trwałych efektów, a jego zaniechanie bez nadzoru wiąże się z ryzykiem nawrotu choroby.
Badanie pokazało, że Polacy z migreną często konsultują się z wieloma specjalistami - nie tylko neurologiem, ale też okulistą, laryngologiem, psychiatrą czy ginekologiem. Zdaniem rozmówczyni PAP może to wynikać z trudności diagnostycznych, ponieważ objawy migreny bywają mylące i przypominają symptomy innych schorzeń.
- Pacjenci chodzą od lekarza do lekarza. Nierzadko ich dolegliwości są lekceważone, zaleca im się tylko odpoczynek i szeroko reklamowaną tabletkę przeciwbólową. Moim zdaniem często brakuje wśród lekarzy jakiejś pokory wobec migreny, ale też konsensusu i współpracy pomiędzy specjalistami. Wielu z nich boi się tej choroby i boi się ją leczyć - powiedziała neurolożka.
Zwróciła uwagę, że w Polsce osoby cierpiące na migrenę wyjątkowo często konsultują się też z farmaceutami - 35 proc. badanych zasięgało ich porady. Dla porównania w Japonii taki kontakt deklarowało tylko 3,6 proc. pacjentów. To sygnał, że warto edukować pracowników aptek na temat leczenia tej choroby, zwłaszcza w kontekście ryzykownego stosowania leków dostępnych bez recepty.
Badanie ujawniło także, że prawie 3/4 osób z migreną w czasie ataku musi leżeć w łóżku, a tylko 0,4 proc. jest w stanie normalnie funkcjonować. Średni czas trwania takiej niepełnosprawności wynosi każdorazowo 18,6 godz.
Z tego powodu migrenowcy mają poważne problemy z funkcjonowaniem w pracy. W ciągu dwóch tygodni poprzedzających badanie, 330 osób brało z jej powodu zwolnienie, a ponad połowa poszła do pracy mimo złego samopoczucia. Jednak w grupie tych ostatnich 86 proc. wykonywało swoje obowiązki mniej wydajnie niż zazwyczaj.
Zdaniem dr Waliszewskiej-Prosół niska efektywność pracy wśród osób z migreną to w Polsce duży problem. 78 proc. chorych przyznaje, że w czasie ataku przez połowę czasu nie jest w stanie wykonywać zadań służbowych, prawie 80 proc. pracuje wolniej, a 1/4 musi poprawiać własne błędy popełnione z powodu bólu.
- To jasno pokazuje, że prezenteizm, czyli obecność w pracy mimo choroby, jest wśród osób z migreną normą, a jednocześnie ogromnym obciążeniem dla pracodawców i gospodarki. Wbrew pozorom takie zachowanie to tylko pozorna oszczędność dla systemu. Bo nawet jeśli ktoś idzie do pracy, to jego wydajność jest minimalna - zaznaczyła badaczka.
Przypomniała, że migrena to nie tylko problem fizyczny. Użyte w badaniu narzędzie do oceny stanu psychicznego dało alarmujące wyniki: aż 65,7 proc. osób z migreną wykazywało objawy depresyjne, a ponad 20 proc. - lękowe.
Co więcej, napad migreny często nie kończy się wraz z ustąpieniem bólu. U większości osób powrót do normalnego funkcjonowania zajmuje średnio 16 godzin, a objawy zapowiadające atak występują u aż 83 proc. badanych. To sprawia, że migrena wpływa na życie psychiczne chorych nie tylko podczas samego ataku, ale także przed i po nim.
Choć leczenie migreny w Polsce może być częściowo refundowane, dla wielu pacjentów wiąże się z dużymi, stałymi wydatkami. Według badania średni miesięczny koszt leczenia wynosił blisko 300 zł, co dla części respondentów stanowiło ponad 13 proc. miesięcznych zarobków.
- Trzeba uświadamiać ludziom, że migrena to poważna choroba, i nie powtarzać, że to histeryzowanie i „taka twoja uroda”. Oczywiście łatwiej jest badać i leczyć choroby, których skutki są od razu widoczne: nowotwory, cukrzycę itp. W migrenie głównym objawem jest ból, niewidoczny dla otoczenia. Ale problem społeczny jest ogromny - podsumowała dr Waliszewska-Prosół.
Katarzyna Czechowicz (PAP)
kap/ agt/ amac/
naukawpolsce.pl