Znany naturopata drwi z prawa? Zrezygnował z bycia lekarzem i działa dalej

- Hubert Czerniak oficjalnie zrzekł się prawa do wykonywania zawodu lekarza. Ma kontynuować działalność "tylko" jako naturopata
- Jednocześnie stwierdził, że nie przestaje być lekarzem, "bo lekarz to nie pieczątka ani numer w rejestrze"
- Czerniak jest krytykowany za propagowanie niebezpiecznych praktyk medycznych i fałszywych informacji
- Obowiązujące prawo do tej pory praktycznie nie wpłynęło na skuteczność ścigania takich przypadków
- Są też duże wątpliwości, czy zmieni coś w tej materii procedowany projekt ustawy "Lex Szarlatan"
Interniście Hubertowi Czerniakowi nie można już prawomocnie odebrać prawa wykonywania zawodu (PWZ) lekarza, bo sam się go zrzekł, przy okazji sprytnie grając na emocjach swoich przeciwników i opisując siebie jako samozwańczego wojownika, który walczy z bezduszną, konwencjonalną medycyną.
- Zrobiłem to na własnych zasadach, z podniesioną głową i czystym sumieniem, ponieważ tak dyktowały mi serce i rozum. (…) Od 1 stycznia 1992 roku mozolnie poznawałem wszystkie blaski i cienie zawodu lekarza. Były małe, skromne gabinety, w których słyszałem skrzypienie starych drzwi i nerwowe głosy pacjentów ustawiających się w kolejce. Były duszne poczekalnie, wypełnione zapachem środków dezynfekcyjnych i zmęczenia, gdzie starsze panie szeptały między sobą o chorobach, a matki tuliły płaczące dzieci - napisał na Facebooku.
Stwierdził, że jego obecność w rejestrze lekarzy służy już nie pacjentom, ale tym, którzy chcieli, żeby milczał. - Nie mogłem dłużej legitymować swoim nazwiskiem decyzji i uchwał uderzających w zdrowie obecnych i przyszłych pokoleń oraz dążeń do karania tych, którzy uzdrawiać próbują naprawdę — dodał.
- Chodzi o pokazanie się jako ofiara systemu. Polacy mają słabość do postaw antysystemowych, co sprzyja zdobywaniu nowych pacjentów i utrwalaniu wiary w rzekome umiejętności takich osób - uważa wirusolożka prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska, komentując w "Pulsie Medycyny" sprawę rezygnacji Czerniaka z PWZ.
Czerniak jednocześnie zapewnił, że nie przestaje być lekarzem, "bo lekarz to nie pieczątka ani numer w rejestrze". Przypomniał, że nie będzie już musiał odpowiadać przed izbami i komisjami, a "wyłącznie przed własnym sumieniem i przed Wami (zwolennikami — red.)".
Tym, że jest lekarzem z ponad 30-letnim doświadczeniem w POZ, a przy tym "mistrzem naturopatii", Czerniak chwali się cały czas na swojej stronie internetowej.
- Wychowany na Lubelszczyźnie i zainspirowany pracą mamy, lekarki, od najmłodszych lat kroczy drogą pomocy drugiemu człowiekowi. W swojej praktyce łączy konwencjonalne dziedziny i specjalności z naturalnymi metodami, zawsze podchodząc do zdrowia w sposób komplementarny - opisuje.
Problem z medycznym podejściem Huberta Czerniaka polega na tym, że ma ono niewiele wspólnego z medycyną opartą na wiedzy. Były internista jest stałym bywalcem serwisu Demagog, który ujawnia głoszone przez niego fakenewsy. Przykłady?
- Naturopata zaleca pacjentom zamiast przyjmowania leków psychotropowych — korzystanie z solarium.
- Twierdzi, że picie wody z kranu jest niebezpieczne i może prowadzić do chorób nowotworowych, podobnie zresztą jak korzystanie z telefonów komórkowych.
- Mówi też, że stowarzyszenia takie jak „Amazonki” nie interesują się profilaktyką raka piersi, a zajmują się wyłącznie „pielęgnowaniem choroby”.
- W innym materiale przekonuje, że drgawki gorączkowe rozwijają się tylko u dzieci z „uszkodzeniami neurologicznymi”.
- W jeszcze innym wpisie Czerniak mówi, że zarówno po wojnie, jak i obecnie, śmiertelność odry jest „minimalna”. Wskazuje również, że przechorowanie odry jest korzystniejsze od zaszczepienia się przeciwko tej chorobie i krytykuje powszechne szczepienia przeciw pneumokokom.
W przypadku choćby ostatniego stwierdzenia - Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego PZH - Państwowy Instytut Badawczy przypomina, że przed wprowadzeniem powszechnych szczepień przeciw odrze (lata 1955-1974) epidemie pojawiały się regularnie, co 2-3 lata, w ich wyniku umierało 200-300 dzieci, a tysiące zakażonych miało ciężkie powikłania wymagające długotrwałej hospitalizacji.
"Kapłan" poza prawem- Ten człowiek nie ma prawa udzielać świadczeń medycznych. Leczenie jest zarezerwowane dla lekarzy z czynnym prawem wykonywania zawodu. Jego działalność jest więc nielegalna. Nie podlega już izbom lekarskim, ale jeśli wejdzie w życie tzw. ustawa „Lex Szarlatan”, to Rzecznik Praw Pacjenta będzie mógł reagować jeszcze skuteczniej. Już dziś może kierować takie sprawy do prokuratury - stwierdziła w "Pulsie Medycyny" prof. Szuster-Ciesielska.
To jednak tylko teoria, bo w praktyce te rozwiązania zwyczajnie nie działają. Przyznał to podczas niedawnej konferencji dla pełnomocników ds. praw pacjenta dr Paweł Grzesiowski, dyrektor Departamentu Prawnego RPP.
Fakt, w obecnym stanie prawnym art. 58. Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty mówi, że kto bez uprawnień udziela świadczeń zdrowotnych polegających na rozpoznawaniu chorób oraz ich leczeniu, podlega karze grzywny. Jednak w ocenie doktora Grzesiowskiego "ten obszar jest instytucjonalnie niezabezpieczony".
- Oczywiście leczenie i rozpoznawanie chorób bez uprawnień jest karalne. Jako RPP kilkadziesiąt takich zawiadomień składaliśmy, bo nie możemy się w inny sposób taką sprawą zająć. Natomiast ta droga jest nieskuteczna. Sprawy ciągną się latami, są umarzane. W tym czasie ci ludzie oczywiście działają dalej - wskazywał w wystąpieniu.
Czy wszelkiej maści znachorzy i uzdrowiciele popełniają wykroczenie opisane w art. 58 ust. 1?
- Obecne poglądy doktryny są takie, że nie popełniają, ponieważ ich działalność rzadko mieści się w kategorii „udzielania świadczeń zdrowotnych”. Jeśli w wyniku tych działań dojdzie do pogorszenia się stanu zdrowia osoby chorej, wspomniani uzdrowiciele będą jednak odpowiadali z innych przepisów przewidujących odpowiedzialność karną — pisze z kolei na stronie swojej kancelarii adwokat Michał Wysocki.
Jak to wygląda w praktyce, Czerniak już udowodnił. Przepisał pacjentce walczącej z nowotworem kilkadziesiąt suplementów i wlewy dożylne z różnych substancji, w tym z DMSO — odczynnika chemicznego, który powstaje przy produkcji papieru. Koszt terapii tymi specyfikami - jak podała Wirtualna Polska - wyniósł ponad 9 tys. zł za blisko 30 różnych substancji. Sprawą zajęła się prokuratura w Opocznie... i ją umorzyła. Czerniak tłumaczył, że nie przyjął kobiety jako lekarz, a jako kapłan Kościoła Naturalnego. 600 złotych w gotówce miał odebrać jako darowiznę na wspomniany kościół, a nie opłatę za wizytę. Śledczych przekonywał, że nie leczył, ale radził, jak zmienić życie, zaś chorą poinformował, że nie jest lekarzem, a konsultacja nie ma charakteru wizyty lekarskiej.
- Nie przyjmuje ludzi jako lekarz. Pracuje w spółce i tworzy produkty sprzedawane w sklepie internetowym. Ludzie spotykają się z nim jako kapłanem Kościoła Naturalnego, przychodzą po poradę, jak żyć, jak zmienić swoje życie. W/w zeznał, iż informuje, iż nie jest lekarzem, a wizyta nie ma charakteru wizyty lekarskiej. (..) Pani Beata prosiła go o poradę, co zrobić ze swoim życiem, nie pamięta, jakie badania miała wykonać i dlaczego doradził jej akurat te badania - czytamy w uzasadnieniu prokuratury o umorzeniu śledztwa, które przytoczyła WP.
Dobrowolny przymus? PWZ naturopaty wisiało na włoskuJest prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że rezygnacja Czerniaka z PWZ była "dobrowolnym przymusem", bo od kilku ładnych lat zbierały się nad internistą czarne chmury przed samorządowymi sądami zawodowymi.
Już w maju 2020 roku Naczelny Sąd Lekarski w II instancji zawiesił go na 2 lata w prawie wykonywania zawodu lekarza. Uznał Czerniaka za winnego tego, że propaguje postawy antyzdrowotne poprzez publiczne wypowiadanie się m.in. na temat szkodliwości szczepień wykonywanych u dzieci do 6. miesiąca życia. Już wtedy Czerniak zapowiedział, że dalej będzie przyjmować pacjentów, choć nie jako lekarz, a naturopata - i do tego zgody samorządu lekarskiego nie potrzebuje.
Kolejne kłopoty Czerniaka zaczęły się, gdy PWZ w końcu odzyskał i w październiku 2022 roku w swoim gabinecie przyjął wspomnianą już pacjentkę - p. Beatę chorującą na nowotwór. W tym przypadku - po tekście Wirtualnej Polski - sprawie nadał bieg RPP, a sąd lekarski nie zgodził się z prokuraturą, która umorzyła śledztwo. Przytoczył opinię biegłego prof. dr hab. Andrzeja Kaweckiego, który stwierdził, że ani jeden z zaleconych kobiecie preparatów nie miał udowodnionej skuteczności przeciwnowotworowej.
Czerniaka oskarżono też o to, że nie zapoznał się z dokumentacją pacjentki, którą miał na biurku i nie skierował kobiety do innego lekarza, w tym przypadku onkologa, co opóźniło skuteczne leczenie.
Sąd lekarski w lipcu 2024 roku uznał Czerniaka za winnego wszystkich trzech czynów. Wymierzył mu dwukrotnie karę 2 lat ograniczenia prawa wykonywania zawodu, zaś trzecia kara - jak podała WP - to dożywotnie pozbawienie prawa wykonywania zawodu lekarza. Sąd lekarski przeanalizował maile, SMS-y i całą dokumentację medyczną pacjentki. Nie miał wątpliwości, że spotkanie z chorą z nowotworem było wizytą lekarską.
Czerniak i od tej decyzji sądu lekarskiego się odwołał, więc miał czynne PWZ.
We wspomnianym już wystąpieniu szef Departamentu Prawnego Biura Rzecznika Praw Pacjenta przyznał, że "nie jest oczywiście prawdą, że RPP chce pozamykać wszystkie gabinety medycyny naturalnej".
- W "Lex Szarlatan" nie chodzi o to, żeby podmiot, który zajmuje się akupunkturą, ziołolecznictwem, zamknąć. Nie chodzi, żeby z dnia na dzień te podmioty, osoby, przebranżowiły się. Chodzi o to, żeby takiej naturopatii i ziołolecznictwa nie reklamować jako metody skutecznej w leczeniu nowotworów - tłumaczył.
Historia pokazuje, że omijanie prawa to żadna nowość. Skoro kiedyś wystarczyło sprzedać wódkę pod szyldem "Łódki Bols", by ominąć przepisy, dziś równie łatwo można zamienić skuteczne leczenie onkologiczne na fałszywe terapie i suplementy. A cenę tego sprytu zapłacą pacjenci.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
rynekzdrowia